Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pon 13:30, 20 Lis 2017    Temat postu: yest

Uznał, że chwilowo powinien zrobić krok wstecz.
- Ginny, proszę cię, żebyś jedynie rozważyła taką możliwość. Gwarantuję, że nie ma to nic wspólnego ze ślubem. Zacznijmy to realizować po troszeczku, jeśli oczywiście chcesz.
- W jaki sposób? - spytała podejrzliwie.
- Zdecyduj się spędzić u mnie parę dni w tygodniu. Na próbę.
- Po co mamy wszystko zmieniać - narzekała. - Jesteśmy przecież szczęśliwi
- A uważasz, że będzie nam gorzej, jeśli zamieszkamy razem? - Powoli ogarniało go zniechęcenie. Jeszcze godzinę wcześniej nie miał żadnych wątpliwości, że potrafi przezwyciężyć jej opór.
- Nie wiem - szepnęła.
Zastanawiał się, w jaki sposób ją przekonać. Aż do tej pory był przeświadczony, że potrafi przełamać niechęć Virginii do instytucji małżeństwa. Uważał, że wystarczy zaufanie, namiętność i trochę czasu.
Zamierzał sukcesywnie oswajać ją z myślą o stałym związku. liczył na to, że Virginia stopniowo pozbędzie się swoich dawnych obaw, a uczucie weźmie górę. Nic z tego. Z oczu Virginii wyzierał autentyczny strach.
- Ten twój mąż nieźle ci zalazł za skórę - stwierdził w poczuciu bezsilnej furii. - Szkoda, że nie żyje. Z chęcią bym mu pomógł przenieść się na tamten świat!
Oszołomiła ją gwałtowność tego stwierdzenia.
- Ryerson, sądziłam, że mnie rozumiesz.
Tego było już za wiele.
- Przypomnę ci po raz ostatni - huknął - że wcale nie proponuję ci małżeństwa. Chcę tylko, żebyś ze mną zamieszkała! - Wokół nich nagle zapadła cisza. Uświadomił sobie, że jego słowa słychać było w całej restauracji. Ludzie przy sąsiednich stolikach z zaciekawieniem zerkali na niego i Virginię. Niektóre spojrzenia świadczyły o rozbawieniu. Inne były wyraźnie krytyczne. - Skończymy tę rozmowę później - warknął przez zaciśnięte zęby.
Zawahała się, jakby miała zamiar coś powiedzieć, ale na widok jego miny rozsądnie zrezygnowała.
Skończyli kolację w milczeniu. Ryerson na zmianę przeklinał w duchu, że zepsuł nastrój i pocieszał się myślą, że przecież w końcu musiał od czegoś zacząć. Po powrocie z Toraliny wiedział, czego chce - mieszkać razem z Virginią. Ale tak naprawdę pragnął o wiele więcej. Skłonić ją, żeby została jego żoną.
Virginia sięgnęła po kieliszek i w świetle lampy szmaragdy sypnęły seledynowymi iskrami. Spojrzał na bransoletkę. Pasowała do jej właścicielki i przyciągała wzrok do ładnych rąk o vacu warszawa
smukłych przegubach.
Do licha, musi jakoś pokonać upór Virginii. Musi skłonić ją do tego, żeby zaakceptowała jego i jego dom, a nie tylko samo łóżko. Do tej pory powinna już zrozumieć, że on jest innym człowiekiem niż ten jej cholerny mąż!
Zielonkawe błyski załamywały się w głębi przejrzystych klejnotów. Wabiły i obiecywały coś wspaniałego. Czyżby pragnęły mu coś powiedzieć?
- O co chodzi? - zapytała niespokojnie, widząc kierunek jego spojrzenia.
Dotarło do niego, że od dłuższej chwili wpatrywał się w bransoletkę. Potrząsnął przecząco głową.
- Nic takiego. Możemy już ganbanyouku
iść?
- Tak, oczywiście.
- No to chodźmy. - Wyjął z portfela kartę kredytową. - Pora wracać do domu. Specjalnie położył nacisk na słowo „dom". Chciał sprawdzić, w jaki sposób Virginia zareaguje.
Nie odezwała się. Wypiła resztę wina, czekając aż on podpisze rachunek.
Usiłowała zapomnieć o tym, co usłyszała w czasie kolacji. Przez całą drogę do mieszkania Ryersona zmuszała się do beztroskiego szczebiotu.
Mężczyzna odpowiadał monosylabami. Głównie jednak ponuro milczał. Na miejscu zaparkował mercedesa w podziemnym garażu. Wjechali windą na piętro. Ryerson otworzył drzwi i przepuścił Virginię przed sobą. Weszła pospiesznie do ciemnego apartamentu, zerkając ukradkiem na zaciętą twarz mężczyzny.
- Słuchaj - powiedziała cicho, gdy usłyszała trzask zamykanego zamka - powinniśmy porozmawiać i wszystko wyjaśnić.
- Dużo już powiedzieliśmy - odparł, zrzucając marynarkę. - Na razie wystarczy, skoro mówimy innym językiem. Zostańmy przy tym, co nam wychodzi bez problemów. - Jednym szarpnięciem zdjął krawat.
Cofnęła się, zaniepokojona dziwnym spojrzeniem Ryersona. Zazwyczaj czytała z jego twarzy jak z otwartej książki. Właśnie to tak bardzo ceniła w ich związku. Czuła, że rozumie tego człowieka. Dzisiaj było inaczej.
- Chwileczkę - zaczęła spokojnie, choć wewnętrznie dygota

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group